Gospodarka Kolumbii, dużego państwa w północnej części Ameryki Południowej, to niezwykle interesujący obiekt badań. Przez wiele dekad kraj ten był nękany niestabilnością polityczną, handlem narkotykami i przemocą. W zasadzie od lat 60-tych ubiegłego wieku trwała w Kolumbii regularna wojna domowa. Stronami w konflikcie były kolejne rządy kolumbijskie i sponsorowana przez sowietów rewolucyjna armia FARC. W 2016 roku FARC podpisało porozumienie pokojowe z rządem Kolumbii, które zdecydowanie ograniczyło zasięg konfliktu i doprowadziło do rozbrojenia bojowników ugrupowania. Więcej przeczytasz tu: Kolumbia? Niech Bóg broni!
To pozwoliło na stabilizację sytuacji politycznej i zdecydowanie poprawiło perspektywy stojące przed kolumbijską gospodarką. Na większą skalę pojawili się globalni inwestorzy i inwestycje zagraniczne. Można wręcz powiedzieć, że Kolumbia jest dziś kolejną areną walk, tym razem związanych z ekspansją gospodarczą światowych potęg: Stanów Zjednoczonych, Chin i Rosji.
Dzisiejsza Kolumbia łączy w sobie znakomite perspektywy wzrostu ze strukturalną bezradnością latynoamerykańskiego świata. To kraj gigantycznych kontrastów. Wystarczy wybrać się na spacer ulicami największych miast Kolumbii – Bogoty, Medellin, Cali czy Kartageny by te dwa światy zobaczyć tuż za rogiem. Nowoczesne, szklane i aluminiowe budynki wyrastają niemal wprost z dzielnic slumsów, w których żyje duża część mieszkańców Kolumbii.
Kolumbia pełna kontrastów wzbudza liczne obawy, przede wszystkim co do bezpieczeństwa. A w rezultacie kierunek ten wciąż nie jest bardzo popularny na wakacyjnej mapie wypraw turystów. Ma to swoje irytujące uzasadnienia. Nikt nie będzie dyskutował z obrazem tego państwa, wykreowanym przez Netflix w serialu Narcos. Szczególnie, że dziś wyznacznikiem prawdy jest właśnie świat medialny. Z tym światem opinie wciąż nielicznych turystów, którzy Kolumbię odwiedzili (i inne państwa Ameryki Południowej), nie są w stanie konkurować. Nawet jeżeli ich świadectwo jest efektem osobistych doświadczeń, a nie reżyserskiej wyobraźni. Przyjdzie mi pewnie jeszcze nie raz oddzielać fikcję od rzeczywistości. Czy raczej rozpraszać swoistą klątwę, która wisi nad całym kontynentem Ameryki Południowej, a w szczególności nad państwem, którego symbolem jest nadal Pablo Escobar. W tym wpisie skupię się tylko na problemach związanych ze wzrostem gospodarczym.
Zmiany dokonujące się w gospodarce Kolumbii wpisują się w zasadzie znakomicie w trendy światowe. Nie jest to oczywiście dziwne, gdyż tak poważne kryzysy, z którymi mamy do czynienia w XXI wieku, wywierają zbliżony efekt na wszystkich aktorach globalnej gry gospodarczej. Nie inaczej jest w Kolumbii. Od początku bieżącego stulecia kraj znajduje się na ścieżce wzrostu. Inaczej mówiąc zmiany trendu w gospodarce kolumbijskiej w trakcie ostatnich XX lat są pozytywne. Ale ostatnie 10 lat pod względem rozwoju gospodarczego nie jest już tak udane.
W trakcie ostatniej dekady wzrost gospodarczy, liczony procentowymi zmianami PKB był nieznaczny, a negatywne konsekwencje pandemii covid-19, bardzo poważne (wykres 1). Ta ostatnia doprowadziła w końcu do sytuacji, w której PKB per capita, liczone w USD w cenach bieżących, było znacznie wyższe dziesięć lat temu, w porównaniu do sytuacji obecnej (wykres 2). Patrząc na wskaźniki gospodarcze nietrudno dojść do wniosku, że Kolumbia to kraj ubogi. I tak rzeczywiście jest. Wartości kolumbijskich mierników ekonomicznych kształtują się na poziomach znacznie niższych w porównaniu do średnich wartości światowych. Również w porównaniu do średniej wartości mierników dochodu narodowego dla państw Ameryki Łacińskiej Kolumbia nie wypada szczególnie dobrze.
Dzięki perspektywicznej gospodarce, strategicznemu położeniu geograficznemu i stabilniejszej sytuacji politycznej Kolumbia stała się jednak dość popularnym miejscem dla inwestorów i przedsiębiorców chcących rozszerzyć swoją działalność w Ameryce Południowej.
Jednym z istotnych przyczyn wzrostu gospodarczego w XXI wieku jest dążenie władz do zwiększenia dywersyfikacja kolumbijskiej gospodarki. Tradycyjnie Kolumbia była i nadal jest państwem silnie uzależnionym od rolnictwa i eksportu surowców. W pierwszym przypadku nie chodzi oczywiście o ulubione „warzywa” Pablo Escobara, a o eksport kawy i oleju palmowego.
Tu mała dygresja. Niemal na każdym rogu, czy to w dużym mieście, czy małym pueblo, stoją sprzedawcy kolumbijskiej kawy. Sprzedawcy nalewają ją do kubków wprost z termosów i nazywają un tinto. Jest znakomita i bardzo tania. Kosztuje pomiędzy 1 a 1,5 PLN. Ciekawe jest także to, że na Starym Kontynencie, a przede wszystkim w Hiszpanii, un tinto oznacza czerwone wino. W Kolumbii nie. Kolumbijska kawa – un tinto – smakuj najlepiej w Salento lub Filandii, czyli na obszarze uprawy kawy – Eje de Cafetero.
Wracając do gospodarki warto podkreślić, że w ostatnich latach rośnie znaczenie nowych sektorów w Kolumbii. Rozwija się produkcja przemysłowa, a nawet turystyka. Władze publiczne prowadzą kampanię na arenie międzynarodowej, zmierzającą do zmiany wizerunku Kolumbii. Inwestorzy powinni ją traktować jako kraj możliwości biznesowych, a turyści podziwiać piękną naturę, a nie myśleć o królestwie karteli narkotykowych. Zmiana wizerunku może jednak zająć trochę czasu, jako że niewątpliwie Kolumbia postrzegana jest jako kraj zagrożony przestępczością zorganizowaną. I niestety nie jest to wcale nieuzasadnione.
Próby dywersyfikacji gospodarki nie uchroniły Kolumbii przed poważnymi wstrząsami. Zarówno tymi które wynikały z konsekwencji globalnego kryzysu finansowego z roku 2008. Jak i następstwami pandemii Covid-19. Choć patrząc na wahania cen kawy na rynkach światowych, bez dywersyfikacji i z dochodami opartymi na eksporcie płodów rolnych, gospodarka kolumbijska byłaby dziś w jeszcze gorszej kondycji. Ale o tym w kolejnym wpisie.
[…] Jeżeli chcecie dowiedzieć się trochę rzeczy o gospodarce Kolumbii (i krajów Ameryki Południowej) to zapraszam do kolejnego wpisu. Gospodarka Kolumbii – wzrost w XXI wieku […]