W poprzednim wpisie Globalizacja czy neutralność klimatyczna, co planują krezusi? zadałem pytanie związane z plastikiem pływającym w oceanach:
Czy podejmowane są działania by naprawić to co zostało zniszczone w środowisku w pogoni za zyskiem?
Odpowiedź jest dość prosta: w zasadzie nie robi się nic.
Żeby być dokładnym muszę jednak napisać, że pewne działania podejmowane są już od kilku lat. Nie powinno jednak dziwić, że najwięcej w sprawie usuwania śmieci z oceanów i mórz starają się zrobić organizacje pozarządowe. Najbardziej znaną z nich jest organizacja Ocean Cleanup. Ten NGOs zaprojektował system oczyszczania oceanu z plastiku, nad którym praca koncepcyjna i sama budowa trwały kilka lat i kosztowały 6 milionów dolarów amerykańskich. Pod koniec ubiegłej dekady system 001 wyprowadzono na Pacyfik i mimo trudności – czasami lepiej czasami gorzej – funkcjonuje, a z uzyskanego plastiku produkowane są np. okulary przeciw słoneczne. Organizacja pozarządowa, 6 milionów USD, produkcja okularów, wszyscy zadowoleni i szczęśliwi.
Bardziej dociekliwi zaczną zadawać sobie pytanie: miliony martwych ptaków i ssaków, potężne zanieczyszczenie oceanów, olbrzymie niebezpieczeństwo dla zdrowia ludzi i tylko 6 milionów dolarów? Coś chyba mało, przecież transfer jednego piłkarza Neymara – z klubu FC Barcelona do Paris St. Germain wart był 222 mln euro! Transfer jednego piłkarza – 222 milionów, oczyszczanie oceanu – 6 milionów. A na przykład Europejski Zielony Ład polskie społeczeństwo kosztować będzie setki miliardów euro. Dysproporcje olbrzymie, a przecież to tylko drobne przykłady.
Proszę sobie wyobrazić, że tylko jeden koncern – British Petroleum, słynne BP z żółtym słońcem i zieloną trawą w logo – poniósł koszty, związane z wywołaną przez zatopienie platformy wiertniczej Deepwater Horizon w Zatoce Meksykańskiej, katastrofą ekologiczną – w wysokości 60-70 miliardów dolarów. To jak się ma do tej kwoty 6 milionów dolarów uzyskanych od sponsorów przez Ocean CleanUp na oczyszczanie Pacyfiku? Ma się nijak i wygląda na to, że nikomu chyba nie zależy na oczyszczaniu oceanów i poprawie jakości środowiska, choć debaty o tym toczą się nieprzerwanie. Światowy biznes mnoży zyski, także dzięki walce z globalnym ociepleniem klimatu, ale paradoksalnie o środowisko nie dba. Dlaczego?
I znowu odpowiedź jest stosunkowo prosta.
Usuniecie setek milionów ton śmieci z mórz i oceanów nie niesie za sobą żadnego zysku, a tylko i wyłącznie koszty, zresztą podobnie jak odejście od plastiku na rzecz bardziej przyjaznych środowisku technologii. I nawet jeżeli przyniosły by one w skali mikro olbrzymie korzyści, to w skali makro-korporacyjnej nie zostałyby nawet zauważone. A może poprawiłby się wizerunek takiej korporacji? Pewnie tak, ale przecież to samo można osiągnąć dzięki wydaniu grosików na medialne akcje w stylu „my nie robimy słodyczy z oleju palmowego z terenów Amazonii” i efekt ten sam, w śmieciach babrać się nie trzeba, a biznes mnoży zyski. A dodatkowo sprawdzenie skąd pochodzi wykorzystywany do produkcji dajmy na to ciasteczek Oreo olej palmowy jest niemalże niewykonalne.
Z punktu widzenia akcjonariuszy to zdecydowanie wystarczy, akcje rosną, a koszty są minimalne. I w związku z tym żaden globalny koncern, choćby tak odpowiedzialny za wtłaczanie w środowisko plastiku, jak najwięksi producenci gazowanych napojów, nie zamierza na serio się w to zaangażować. Nie mówiąc już o koncernach paliwowych dostarczających surowce do produkcji plastiku, czy prywatnych instytucjach finansowych kredytujących działalność globalnych koncernów. Globalny biznes mnoży zyski, tylko tyle i nic więcej.
Pozostaje odpowiedź na pytanie, jak koncept Zielonego Ładu wpłynie na nasze życie. I nie wydaje się by odpowiedź na nie mogła ucieszyć obywateli państwa położonego nad Wisłą, ani żadnego innego kraju o średnim lub niskim poziomie rozwoju. System został bowiem tak zaplanowany by ubogie społeczeństwa, które dopiero niedawno trafiły na ścieżkę wzrostu, którą w poprzednich 200 latach wykorzystywały dzisiejsze gospodarcze potęgi, musiały z niej zrezygnować. A wszystko to w imię powstrzymania globalnego ocieplenia klimatu. I w ramach tego celu biedni, zmuszeni do transformacji energetycznej, płacić będą za technologie produkowane przez najbogatszych, czyniąc z nich jeszcze większych krezusów, same pozostając tymczasem w pułapce średniego wzrostu. Czyli dokładnie tam gdzie zaplanowano dla nich miejsce.
Jeszcze ciekawiej robi się gdy zaczniemy szukać informacji jak produkowana jest energia np. w Europie. Okazuje się, że kraje rozwijające się będą musiały w procesie transformacji zamykać tradycyjne źródła produkcji energii, a w ich miejsce będą musiały kupować tą energię u potężnych sąsiadów, a ta produkowana będzie z dokładnie tych samych tradycyjnych źródeł.
Warto w tym kontekście popatrzeć na przykład kopalni w Turowie dostarczającej surowce do elektrowni Turów. Jak tylko uruchomiono kosztujący miliardy nowy blok energetyczny TSUE wydał werdykt o natychmiastowym zaprzestaniu funkcjonowania kopalni. Argumenty o tym, że blisko 1/10 energii w Polsce produkowana jest właśnie tam, 2 miliony gospodarstw domowych stracą do niej dostęp, a tysiące pracowników trafi na bruk, trafiają w próżnię. No przecież jak brakuje energii to można ją importować z Niemiec, tam właśnie kończą budowę drugiej nitki Nord Stream. A ktoś gaz z prowizją musi przecież kupić.
Można zapytać dlaczego mamy równie brudną energię importować z Niemiec? Ano dlatego że jest ona niemiecka i już.
Co więcej w bliskim sąsiedztwie Turowa funkcjonuje dziewięć olbrzymich niemieckich i czeskich kopalni odkrywkowych węgla brunatnego i nikt nie zamierza ich zamykać. Zaskakujące? Wcale nie.
Jest to pewien element procesu, którego częścią jest także polityka naszych zachodnich sąsiadów torpedowania budowy elektrowni atomowych w Polsce. Nasze miejsce w dziobaniu ma nas zmusić do kupowania zielonych technologii w krajach wysoko rozwiniętych i zamykać nasze własne źródła pozyskiwania energii w ramach zielonej transformacji, a jak nie będzie nas na to stać, to zawsze możemy kupować energię od Niemiec i nikogo nie będzie razić, że jest ona produkowana z węgla brunatnego wydobywanego tuż obok Turowa i gazu i ropy z Federacji Rosyjskiej. A zapłaci za to Pani, Pan i Pan i Pani. Zapłaci biliony polskich złotych.
To tylko wierzchołek góry, która przygniatać będzie rozwój w krajach rozwijających się, i tych które dopiero o tym marzą. Wygląda na to, że o własnej drodze trudno będzie myśleć. Chociażby dlatego, że w globalny układ biznesu opartego na różnych „zielonych ładach” z radością włączyły się międzynarodowe instytucje finansowe. Coraz częściej jednym z podstawowych warunków uzyskania finansowania dużych inwestycji, zarówno prywatnych, jak i publicznych, staje się ich zakorzenienie w walce z globalnym ociepleniem. Czyli de facto nabyciem technologii i usług u dostawców tych dóbr-najlepiej rozwiniętych gospodarek świata zachodniego, z których pochodzą także globalne instytucje finansowe. Swój swojego wspiera i kropka.
Istnieje całkiem spora szansa na to, że za kilka dekad okaże się, że dewastacja środowiska dokonana w ostatnich stuleciach przez gospodarcze potęgi jest nie do odwrócenia i nie do zatrzymania. A globalne ocieplenie klimatu, na które działalność człowieka ma niewielki wpływ w porównaniu do samej natury, stało się przede wszystkim źródłem niebotycznych dochodów tego 1% populacji, które już dziś posiada w swej dyspozycji niemal wszystkie zasoby naszej planety. A co z resztą?
Reszta ma problem. A w zasadzie nie ma problemu, ponieważ nie ma wyboru.
Najsłabiej rozwinięci, których nie stać na realizację pomysłów a la Berlin, trafią wprost w ręce Pekinu. Chiński post-kolonializm już dziś szeroką falą rozlewa się na terytorium Afryki, Azji i Ameryki Południowej i ta tendencja tylko nabierze tempa wraz z kolejnymi eko-represjami.
Natomiast kraje średnio rozwinięte stracą szansę na zdynamizowanie rozwoju, ponieważ presja instytucji międzynarodowych i rządów, świata finansów, czy korporacji będzie zbyt wielka i w zasadzie nie do odrzucenia. Czy coś dostaną w zamian? Niebotycznie drogie technologie, których nie będą właścicielami tylko nabywcami. Know-how zostanie u wytwórców, a kraje które kiedyś miały w planach zdynamizowanie rozwoju pozostaną w pułapce średniego wzrost, gdyż zasoby nie będą budować konkurencyjności tylko nabijać kabzy najsilniejszych, choć już dziś znajdują się w nich niemal wszystkie zasoby naszego globu.
Korporacje i Zielony Ład – kto zbije fortunę na ochronie klimatu? (część 1)
Co dalej z globalizacją? (część 2)
Globalizacja czy neutralność klimatyczna-w którym kierunku zmierzamy? (część 3)
W XXI wieku biznes mnoży zyski – tym razem w czystym klimacie (część 4)
Tagi: ekologia, globalne ociepleni, gospodarka, Unia Europejska